top of page

Co się kryje za kadrem?

 

 

 

Małgorzata zabrała się pod wpływem nieoczekiwanego uderzenia wiosny (chwilowego, jak przyszło skonstatować po dwóch dobach pełnych nadziei na zmianę opon i kreacji) za porządki. Nie, żeby od razu myć okna, prać dywany czy wietrzyć pawlacze. Nawet nie, żeby porywać się na plany zakupu karnetu na basen. Nie, zaczęła delikatnie i nieinwazyjnie – od porządków w folderach swojego PC. Najpierw zdjęcia. Opisać, wyrzucić zbędne, podzielić, ułożyć.

Po 3 godzinach dotarło do niej, że augiaszowe włości przy tych wirtualnych albumach to po prostu ład i porządek wzorcowy. Pierwsza lepsza impreza z okazji – 567 zdjęć, bez okazji – 490 zdjęć, roczek chrześniaka – 209 zdjęć, wycieczka za miasto – 329 zdjęć, ale już wycieczka do Rzymu – 6 452 zdjęcia. Wysokiej jakości, obrobione, wykadrowane jak trzeba, dobrze naświetlone. Tylko nie bardzo już wiadomo, o co w nich chodzi. Czy robienie i gromadzenie tysięcy zdjęć, do których się nie zagląda, w ogóle ma jeszcze sens? Narodziny fotografii cyfrowej to przewrót w wielu aspektach i z wielu powodów, których nie sposób tu wymienić. Ale obawiam się, że pośród korzyści i udogodnień kryje się cichy zabójca fotografii.

 

Odgrzebuję z szuflady albumy dziadków. Tajemnica i magia. Od dzieciństwa oglądam je z tym samym namaszczeniem, z tym samym podnieceniem, z niezmienną czułością. Świat, niekiedy czarno-biały, niekiedy w sepii, z którego poza tym ciężkim, obitym zielonym aksamitem albumem nie zostało już zupełnie nic. Ale mam zdjęcia. Starannie porozmieszczane na czarnych kartonowych stronach, przytwierdzone przyklejanymi narożnikami. Widzę te wspólne rodzinne wieczory przy dużym stole, pewnie przy lampie. Układanie według wymiaru? Dat? Ważności?

Po pradziadku zostało 5 fotografii, na jednej stoi w mundurze, na innej z grupką kolegów, na kolejnej opiera się z dumą o rower. Są jeszcze dwie ślubne. Od lat je studiuję, odkrywam za każdym razem na nowo, przyglądam się wszystkim szczegółom stroju (zdjęcie z wojska), poważnej twarzy pradziadka (małe zdjęcie ślubne), fragmentom domu za jego plecami (zdjęcie przy rowerze). Próbuję rozszyfrować, co kryło się za kadrem (zdjęcie z kolegami – wszyscy patrzą w jednym kierunku, śmieją się, machają radośnie, coś pokazują). Pamięć i wyobrażenie o pradziadku skompletowałam z kilku rodzinnych opowieści i tych pięciu zdjęć, starannie opisanych na odwrocie. Pieczątki zakładów fotograficznych, daty, miejscowości, imiona, dedykacje.

Zastanawiam się, co nam te dzisiejsze wirtualne wielotysięczne cyfrowe zbiory, te foldery, katalogi, albumy i inne wynalazki tak naprawdę dają. I czy tworzą o nas lepsze i pełniejsze wyobrażenie na użytek potomnych. Prababka przy fontannie w dziesięciu ujęciach, z torebką w prawej ręce, z torebką w lewej ręce, wreszcie bez torebki, w słonecznych okularach na nosie, w słonecznych okularach w ręku, bez słonecznych okularów, patrzy w lewo, patrzy w prawo, w ogóle nie patrzy (zamknęła oczy, ale zdjęcia nie usunęła, bo nogi całkiem się prezentują). Setki, tysiące zdjęć, „udostępniane” natychmiast całemu światu, przechowywane na kolejnych dyskach. Nieoglądane. Przerzucane, przewijane. Czy ten przytłaczający nadmiar czegoś ostatecznie nie zniszczył? Czy – podobnie jak stało się listami wypartymi przez maile – brak selekcji nie odebrał magii, może w ogóle sensu? Mam wrażenie, że pięć zdjęć pradziadka wyzwala we mnie znacznie więcej emocji niż setki albumów wywołają u moich wnuków.

 

Nie ma oczywiście najmniejszego sensu czcza użalanka nad takimi przemianami czy nie daj Boże dyskusja nad odwróceniem zmieniającego się na naszych oczach świata lub innymi próbami ręcznego sterowania biegiem historii. Natomiast można pytać, czy coś, a jeśli  tak, to co zastąpi papierowe, starannie przytwierdzone czarnymi narożnikami, ząbkowane na brzegach, pożółkłe fragmenty świata, który codziennie się kończy. W cyfrowych albumach masa krytyczna została dawno przekroczona, zdjęcia nas zawalają, więc przestają znaczyć. Nic nie ocalą. A czy jest jeszcze gdzieś jakieś inne medium, którym dotrzemy do czułej pamięci naszych prawnuków?

 

Małgorzata Szadkowska-Borys

 

Migotania nr 1(38) 2013

 

© 2023 by Coach.Corp. All rights reserved.

bottom of page