top of page

Krzysztof Tomanek, zaimek tutaj

[Izabela Fietkiewicz-Paszek]

38 wierszy bez tytułów – debiutancki tom Krzysztofa Tomanka (1979), poety z Tarnowskich Gór, tom z przewrotną dedykacją komuś innemu niż tobie, ilustrowany czarno-białymi fotografiami z archiwum autora.Debiutancka książka poetycka to zazwyczaj, nawet jeśli doskonale skonstruowane, zamknięcie jakiegoś etapu, zbiór i przegląd dotychczasowych poszukiwań, rzadko zdarza się więc, by była to rzecz napisana od początku do końca według obranej na wejściu koncepcji, konsekwentna, zbudowana z tekstów organicznie i formalnie korespondujących ze sobą. Zazwyczaj. Jednak zdarzają się wyjątki, do których bez wątpienia należy „zaimek tutaj”; tworzy on spójną opowieść (złożoną z osobnych opowieści), spójny obraz (skomponowany z osobnych obrazów), spójną historię (w której spotykają się i krzyżują osobne historie). Pomysł na uważne podglądanie życia, szukanie poezji w codzienności i w zwykłości nie jest oczywiście nowy, jednak u Tomanka owocuje dość niezwykłym „spisem z natury”; twórca jest świadomy, że jego opowieść musi być niekompletna i subiektywna, że „źle widać drugą część budynku / trzeba powtarzać ją na wyczucie” [* * * (źle widać drugą)], że pamięć skleja odlegle obrazy wybiorczo, kierując się swoimi prawami, przez co trudno oczekiwać, że odwzoruje rzeczywistość, skoro „czasem to wszystko / zwiera się z inną opowieścią” [* * * (dziewczyny stroją świetlicę)]. I przekuwa tę niedoskonałość na sukces. Uzyskuje efekt podobny do magii starych fotografii, które nie muszą i nie mogą wiernie oddawać przeszłości, mają raczej uchylić ją przed nami, pozwolić wczuć się w dawną aurę, bez rozstrzygania o „obiektywnej” wartości, prawdziwości – i bez złudzeń, że pozwolą skompletować wiedzę o rzeczywistości. Przecież „skarpy wzdłuż zamarzniętego jeziora / układają wobec siebie opowieść. / najlepiej widać ją z drugiego brzegu” [* * * (skarpy wzdłuż zamarzniętego)]. I w tym siła tak pojętej opowieści. Na takich właśnie prawach przywoływane są w wierszach Tomanka historie, scenki rodzajowe i obrazy. Technika ich budowania przypomina podróż osobowym, podczas której zatrzymujemy się w przypadkowych (?) miejscach i czasach, by przez szybę wykadrować  t o, co się akurat za nią znalazło i  t y c h, których akurat udało się okiem obiektywu uchwycić. I tu olśnienie – każda z wyjętych z kontekstu scenek, bez znajomości Vorgeschichte, bez pojęcia skąd wychodzą i dokąd zmierzają, i co ważne: bez potrzeby ustalania ciągu dalszego tego kontinuum, nabiera wyrazu, zaczyna żyć swoim życiem, a przecież „zupełnie nic, / zupełnie nic nie poprzedza tego momentu, / kiedy pociąg przejeżdża przez stację, / a potem to co mówisz / staje się słyszalne, / budynek z czerwonej cegły / stoi jak stał” [* * * (zupełnie nic, zupełnie)]. Dworcowa poetyka jest zresztą bliska Tomankowi, przez jego wiersze kilkakrotnie przejeżdżają pociągi, jak choćby: „wjazd pociągu na stację w starych pacurach, / jego czoło porusza się wewnątrz, / opiera o nierówności.” [* * * (wjazd pociągu na stację)].Fabuła wielu wierszy Tomanka rozgrywa się w przestrzeni wiejskiej („dziewczyny stroją świetlicę przed świętem, / noszą wodę z półciężarówki do środka. / idą przez plac. / zatrzymują się, / kiedy zbraknie słów mężczyznom / – w połowie klepiska” [* * * (dziewczyny stroją świetlicę)]), małomiasteczkowej, niekiedy przywołuje na myśl aurę kresów. Nie brakuje tu realistycznych opisów biedy („w pawilonie / przy wieżowcach / otworzyli sklep z ciuchami dla biednych kobiet. / wszystko tam plajtuje / a potem czeka w kartonach.” [* * * (w pawilonie przy wieżowcach)]), społecznych problemów, duchowej mizerii („mężczyźni, którzy piją / zawsze się znajdą / jakby od początku byli dla siebie” [* * * (mężczyźni, którzy piją)]), tego, co dzieje się na jarmarkach, festynach („w miasteczku jest festyn, / widzę, że twoje dzieci / nie chcą abym dziś wspominał / o twoich długach, / o moich pieniądzach” [* * * (światło czyta wasze wioski)]).Dlaczego „zaimek tutaj”? Za tym tytułem kryje się pewna ambiwalencja, z jednej strony –nieokreśloność, wieloznaczność, ale z drugiej azymut na konkret, na coś lokalnego, bliskiego: w końcu każdy ma swoje „tutaj”, bez względu na to, jak odległe od „tutaj” innego człowieka. Każdy z wierszy tego tomu niesie ze sobą jakieś „tu i teraz”, unikatowe, fragmentaryczne, subiektywne, a przecież w przewrotny sposób uniwersalne. Jak klimat czarno-białych fotografii, na których znać jakiś archetypiczny rys. Jak myśl o czasie, kiedy „matkę rozpoznawało się po melodii, / którą nuci” [* * * (kiedyś matkę rozpoznawało się)].Maciej Szczawiński na 4 stronie okładki pisze o wielowymiarowości tych tekstów, które niemal zawsze rozgrywają się na więcej niż jednym planie miejsca – czasu – języka „Żyjąc cały czas pomiędzy, doświadczając nie tylko intelektualnie, ale skrajnie fizycznie /i fizjologicznie/ polifonii zjawisk, postanawia traktować wiersz jako swoisty protokół owego stanu rzeczy.” I to chyba clou problemu, centrum poezji Tomanka, mięso wierszy, w których poeta przyłapuje świat w jego różnorodności, ale i zwyczajności, świat, który „zaczynał się kiedyś na trawniku / przed domem.” [* * * (świat zaczynał się)], a teraz toczy się podlegając kosmicznemu porządkowi, w którym każde zdarzenie ma swój sens i swoje miejsce. I gdzieś pewnie się kończy, ale o tym na razie milczymy.

 

Izabela Fietkiewicz-Paszek

 

Recenzja ukazała się w kwartalniku literacko-artystycznym Migotania, nr 3/4 (32/33) 2011

 

© 2023 by Coach.Corp. All rights reserved.

bottom of page