top of page

Kryzys twórczy czy twórczy kryzys?

 

 

Kłuje mnie od dłuższego czasu kwestia, czy nie należałoby wreszcie ostatecznie przyznać, że to już koniec zabawy w poetę. Że „się wypisałam”. Że skoro nawet enfant terrible czy – jak wolał Wiktor Hugo - dziecięcy Szekspir, genialny Rimbaud, porzucił pisanie (dał się porzucić pisaniu?) mając 21 lat, to chyba zwykłym wyrobnikom i trampkarzom – także może przyplątać się taka przypadłość, w dodatku w znacznie poważniejszym wieku. Czyli źródełko wysycha? Albo może raczej paradygmat się wyczerpuje?

 

*

Czytam w mailu od znajomego poety, którego wena już niejednokrotnie „urlopowała”:

Pisząc poezję zmuszamy swój umysł do pewnego rygoru myślowego, który wymusza bardzo precyzyjne formułowanie wniosków. Trudno to potem zarzucić, to coś w rodzaju przewrotu kopernikańskiego w myśleniu.

Kryzysy twórcze utożsamiam raczej z wyczerpaniem formy. Jakiś sposób pisania osiąga w nas apogeum i dalej już nie idzie. Ale czasem wystarczy zobaczyć jakieś zdanie w gazecie i rusza wszystko jak lawina. Tak jak wcześniej, tylko trochę inaczej…

 

Może więc to jednak tylko koma poetycka, niezbędna w gruncie rzeczy dla higieny umysłu? Upieram się przecież od zawsze, że jeśli pisanie nie ma być tylko tanią autoterapią i jeśli traktować je z należnym respektem, wiersz powinien być wypadkową talentu, warsztatu i weny. A jeśli jest tak faktycznie - trzeba mieć nadzieję na to pierwsze, pracować solidnie nad drugim i pokornie czekać na trzecie. Ot, recepta.

 

*

Z drugiej strony – co, jeśli faktycznie pisanie poezji to przede wszystkim sposób myślenia uruchamiający proces, którego wiersz jest efektem końcowym, ale tak naprawdę – ubocznym? Czyli niekoniecznym. Może wręcz redundantnym? Pozostaje więc poetą ktoś, kto już nie pisze? Jest się wobec tego nieuleczalnie chorym na wiersz pomimo długotrwałej abstynencji? Ten wariant, wariant  nieodwracalnego skażenia, w jakiś sposób przeraża mnie chyba najbardziej. Mnie – nałogowego palacza, który od lat nie miał papierosa w ustach. I który wie, że pomimo ostatecznego rozwiązania kwestii papierosów, wystarczy w nieodpowiednim momencie znaleźć się w nieodpowiednim miejscu lub choćby coś nieodpowiednio przyśnić, by uruchomić ciąg chcenia i - tym samym – wprawić w ruch, jednym gestem, cały rząd klocków domino, latami cierpliwie ustawianych.

 

Jak to było, panie poeto? Czasem wystarczy zobaczyć jakieś zdanie w gazecie i rusza wszystko jak lawina. Tak jak wcześniej, tylko trochę inaczej. Właśnie.

Ostrzegał przecież Maliszewski, że stawka jest wysoka, poezji nie pisze się bezkarnie, to decyzja nieprzewidywalna – być może także bez możliwości powrotu. Bilet w jedną stronę.

 

*

Resume? W pierwszym roku napisałam ponad 100 tekstów, w kolejnych latach coraz mniej i mniej. Od kilku miesięcy - nic. I nie czuję „parcia na pióro”. Ale czuję za to nieznośne bóle fantomowe.

 

No i znów śniłam ostatnio o tych cholernych waniliowych cygaretkach.

 

M.Szadkowska-Borys

 

 

Migotania i przejaśnienia, 1 (22) 2009, styczeń 2009

© 2023 by Coach.Corp. All rights reserved.

bottom of page