Izabela Fietkiewicz-Paszek - wiersze
Izabela Fietkiewicz-Paszek wydała książki poetyckie: Portret niesymetryczny [2010] (II Nagroda za Najlepszy Poetycki Debiut Książkowy na Festiwalu Złoty Środek Poezji Kutno 2010) i zbiór sonetów pt. Próby wyjścia [2011]
WIERSZE z tomu
PORTRET NIESYMETRYCZNY
Ul. Kościuszki 16
Od ulicy
jedynie żyłka pod gzymsem zdradza
heraklitową konieczność. Z daleka
nie widać zmarszczek. Prawdziwie
zaczyna się za bramą.
Czas demaskuje. Nieuchronnie
wygląda stąd nędza.
Kolejne dzieciństwo zwinnie przewija się
przez trzepak. Tutaj dojrzewa się szybko.
Jak wino, które rozcieńcza wieczory.
Wiosna nie wygrywa ze smrodem
śmietnika. Kilka brudnych gołębi
to nie dowód, że można tu żyć.
Przed wojną wołano stąd na boga
różnymi imionami. Podobno
na każde się stawiał. Dziś trudno uwierzyć,
że w ogóle tu bywał.
4/6 VI 2005
Czego nie ma w protokole
Markowi
Na przykład papieros. Może
gdyby zapalił. Na ławce
albo pod drzewem - w letnią noc
przyjemnie pobujać się, tak beztrosko,
na krawężniku. Cykady i późne szepty. Można
jeszcze inaczej - gdyby zgasił w połowie
(chciał przecież rzucić palenie). Mógł
zagasić w połowie. Albo w ogóle
palić wolniej. Albo szybciej. Albo jakoś
inaczej. Gdyby zgubił kluczyki, potknął się
gdzieś na schodach, dostał w mordę, zgłupiał
dla jakiejś dziwki - byłby
22:18 gdzieś indziej.
29 VIII 2005
Skoro wszechświat się kurczy,
to gdzie my się wszyscy podziejemy?
kiedy mój sześcioletni syn zapytał,
czy to nie kłamstwo
z tym życiem wiecznym,
pomyślałam, że eschatologia stawia znaki
zapytania na baczność,
a wykrzyknikom każe się wykręcać.
kiedy mój sześcioletni syn czekał
na odpowiedź w sprawie,
czy to nie kłamstwo
z tym życiem wiecznym,
pomyślałam, że eschatologia to nic,
tylko ciągnięcie zapałek
9 II 2007
INNE WIERSZE
* * *
Wygląda na to, że nigdy cię nie opiszę
językiem Fridy. A tak chciałam rozkołysać
twoje imię w obcym brzmieniu, wynajętym
choćby na kilka dni.
Myślisz, że moje usta pełne od słów, których
– tak po prostu – wolno nam nie rozumieć,
mogą być piękne?
Ostatniej nocy znów mówiłam przez sen.
Brzmiało to ponoć mniej więcej tak:
Boję się, że słowa zostawiają ślady.
Zaczynam rozumieć:
rozpakujemy walizki,
przestawimy zegarki.
wynajmiemy pokój za miastem.
Nie ma żadnego Meksyku,
wygląda na to, że wszystko znajdziemy we wnętrzu
twojej dłoni.
27/28 VII 2010
Śnię Sagrada Familia
między kadrami z sierpnia chyba
gdzieś na południu między ’92 i 6:30 - klęczę
na trawniku. obejmując smukłych apostołów
spierzchniętymi od upału ustami zlizuję z nich
słoneczną polewę. ktoś patrzy lubieżnie. ktoś
dziwi się. jedynie poczciwy doktor chce pomóc
zrozumieć Stimme der Vernunft
ist aber leise
19/20 XI 2005
Kelnerka podsuwa kieliszek i ciasteczko
z wróżbą. Czeka Cię sukces. Musisz wytrwać
na właściwej drodze. Piję. W tym czasie
Tao Xiuhua sześciokrotnie zmienia maskę. Teraz
sprzedaje miniaturki swojego Buddy, przed sekundą
była nałożnicą, wcześniej - piękną przewodniczką
w drodze trudniejszej niż do nieba. Nie znam jej
Syczuanu ani sekretu nakładania barw.
Kilkadziesiąt lat ćwiczeń, cierpliwość mistrza – tak
ponoć można się nauczyć zmieniać w sekundę
histerię w śmiech. Wierzę
w jej osiemnaście twarzy. Wpatruję się bezmyślnie
w pognieciony strzępek mojej wróżby. Wdzięczna
za ten bankiet - urzędnikowi, który się odważył
zabić boga.
8/10 XII 2006
WIERSZE z tomu
PRÓBY WYJŚCIA
Sonet [Beksiński po raz pierwszy]
O twarzy nic – jakby w niej początek tabu.
Z bliska dobrze widać pod lewym ramieniem
wtulonego psa czy inne stworzenie
(nic tu nie jest pewne – może oprócz śladu
czułości). Co dalej? Przy tej dewastacji
brakuje odwagi dla najprostszych pytań
o płeć, o to z lewej – co zresztą wynikać
mogłoby z tej wiedzy? Najważniejszy plastik,
sukno, drewno, papier – czymkolwiek materia,
tak zmyślnie upięta, że odcina z wprawą
od ciekawych oczu ludzką pozostałość,
tak fantazję spina, tak umysł wypełnia,
żeby już nie wnikać, czy coś ocalało:
choćby pismo, imię, czyjś żal za nim – za nią.
7 I 2010
Sonet przez szkło]
pamięci Kazimierza Sity
W tym szkle jeszcze żyje coś z twojego ciepła.
Może ślad czułości, z jaką je trzymałeś?
Unosząc pod światło da się dostrzec nawet,
że został twój oddech – gdzieś na jego zgięciach.
Już się wydarzyło. Mimo, że ćwiczyła
od wielu miesięcy, nie umie cię oddać
bez buntu, nie umie. W tej historii koda
miała nadejść kiedyś, czas miał się uchylać
powoli, łagodnie. A tu już po wszystkim.
Chciałaby udawać, że wyszedłeś. Bliscy
czasem ot: wychodzą, wracają nad ranem.
Albo wyjechałeś. Będziesz pisał listy.
Będziesz? Pisz. Przechowa – jak szkło, jak relikty
czasów, kiedy wszystko mogło być na zawsze.
3/4 III 2011
© 2023 by Coach.Corp. All rights reserved.