top of page

Znów dałam się uwieść poezji. Powiem więcej, dałam się uwieść trwale. Za sprawą Poczty Polskiej trafił do mnie niewielki tomik, a właściwie tomiki, takie modne dzisiaj – dwa w jednym. Niewielki objętościowo, treściowo wręcz przeciwnie. Całość nosi tytuł Nomen omen i składa się z dwóch osobnych książek. Autorem jednej -Zbrodnia Ikara jest Bartosz Sadliński, drugiej - Należy zostać - Maciej Dobrzański. Dwaj młodzi prudniccy poeci, prywatnie przyjaciele, wydali tę książkę własnym sumptem w nakładzie 500 egzemplarzy. Tym bardziej czuję się wyróżniona, że jeden z nich trafił właśnie w moje ręce.

 

Tu i teraz pozwolę sobie na wyłączne obcowanie z tomikiem Bartosza Sadlińskiego. Drugim zajmę się innym razem.

 

Tytułowy Ikar nie jest idealistą, wiecznym marzycielem, jest poetą, przeklętym, wyobcowanym, osobnym, a przez to samotnym i rozdartym. Pisanie jest bólem i terapią, kołem ratunkowym, bodaj jedynym na drodze do normalności, czymkolwiek by ona nie była. W tytułowym utworze Sadliński pisze:

 

 

Chyba od początku pisania chciałem dać świadectwo desperackiej chęci zaistnienia, wypełnienia pustki po czymś, czymkolwiek – bo prawdziwa pustka nie zna swojego pochodzenia i nie wie „ czego jest brakiem” – właśnie dlatego jest pustką. To, co miało być spowiedzią, zostało odebrane jako bufonada: intelektualizm – jako przemądrzalstwo . Mówisz, że to głupie, a ja po prostu odtwarzam świat – twór, który składa się z samych puent – gdzie największą mrzonką jest struktura /Zbrodnia Ikara/

 

 

Rozrachunek z własnym pisaniem pojawia się w wielu wierszach. Utrata, lęk, niepewność, samotność po jednej stronie, poezja – jako przeciwwaga, swoiste antidotum, po drugiej. Próba panowania nad językiem, układania go w logiczne frazy, zabawa nim, aż do granic absurdu, często autoironia, są bez wątpienia autoterapią, być może bardziej skuteczną niż wszystkie inne. W wierszu Życie mojego dzieła czytamy:

 

 

Kiedy już zakoduję wszystkie wszechświaty poprzez znaki jezyka polskiego

(a obiecałem sobie, że wyczuję moment, w którym to się stanie),

rzucę poezję i zacznę żyć.

 

Stworzę dzieło największe:

 

własne zdrowie psychiczne.

 

 

Motyw poety i poezji tak częsty i mocno osadzony w literaturze wydaje się dość ryzykowny, a jednak w poezji Sadlińskiego brzmi świeżo i oryginalnie. Podmiot liryczny nie czuje się dobrze w pułapce własnej egzystencji, jest świadomy generacyjnej przynależności do świata, który pęka, rozpada się na kawałki i który mozolnie dzień po dniu trzeba na powrót scalać. Gorzko puentuje w wierszu Makroskop:

 

 

Twoja najszczęśliwsza cyfra to przewrócona ósemka,

Pamiętaj, jesteśmy pokoleniem J. P. Sartre.

 

 

Chciałoby się spytać za Tetmajerem - Jaka jest przeciw włóczni złego twoja tarcza?

 

W czym szukać oparcia? W Bogu? Być może, ale nie w takim, jakiego proponuje nam kościół. Taki Bóg nie jest dla poety wiarygodny.

 

 

Na którym wietrze mam być chorągiewką? Jak żyć w Bogu, który zesłał mi ateizm, agnostycyzm i autosugestię? I jak on ma żyć we mnie (marzyć we mnie), gdy podłożem dziejów jest ścieranie się dwóch żywiołów: manii i depresji. Co mnie uształtowało? Kilometry przechodzone po pokoju, ksiązki naukowe, polski hip-hop i wychwyt zwrotny serotoniny. /Choryzont* spiralny/

 

 

 

Mania prześladowcza i natręctwo powrotów, do poezji rzecz jasna, bo są takie momenty w życiu, które zamknąć można jedynie wierszu. Zamyka więc Sadliński swój niepokój, lęk, pustkę - wypełnić ją może jedynie drugi człowiek. Piękny jest wiersz Międzyprzeszłość, dedykowany matce. Poeta pisze:

 

 

Przystąpiłaś do wychowania mnie,

tak jak ja, wiele lat później przystąpiłem do wierszy.

 

 

Kończy dystychem:

 

Kocham Cię; przez cały ten wiersz

zbierałem się, by Ci to powiedzieć.

 

 

Potrzeba kochania i bycia kochanym, najważniejsza dla człowieka, pojawia się i tutaj. Jest wiele kobiet w wierszach Sadlińskiego, znamy ich imiona, przychodzą i odchodzą, nie wypełniają sobą pustki, w której tkwi podmiot liryczny, albo wypełniają ją na chwilę. Poeta czeka, jak wtedy:

 

 

Wtedy. Zatrzymałem Cię w drżącym kadrze, na głównej ulicy światła. Ziemia to wielki dom dziecka. Myślałem, że po mnie przyszłaś. /Rubieżność/

 

 

Poezja Bartosza Sadlińskiego ma jeszcze jedną niezaprzeczalną zaletę, dla mnie absolutny niezbędnik, niezwykle sprawną żonglerkę słowem. Widać to już w tytułach: Neuroholik, Snobilitacja, Bogobujność, Bógszpan i wielu innych, także tych przytoczonych powyżej. W wierszach mnóstwo jest językowych smaczków, leksykalnych akrobacji. Jako przykład niech posłuży fragment:

 

 

Rzekotka drze kotka;

pasieka posika zacieki zasieków,

a dynia: dyń, dyń dyń;

a duma: dum, dum, dum;

to teren suteren,

co grubnie jak grudnie

i Grudziądz – po grudzie,

rudzie i udzie. Ujdzie!

 

/Oddechy do dechy/

 

 

Ograniczona ilością znaków pewnie krzywdzę tę poezję, o której można by pisać jeszcze długo. Jest tego warta i każdy wiersz to osobny temat, raj dla krytyków, językoznawców, recenzentów. Dla czytelników – poetycka uczta. Spuentuję jednym z aforyzmów Sadlińskiego, albo jak chce poeta, jednym z puentagramów:

 

 

Poeta kuty na cztery nogi nie pisze wierszy na jedno kopyto

 

 


 

* Sic!

 

Teresa Rudowicz

recenzja ukazała się w kwartalnku sZAFa

Bartosz Sadliński, Zbrodnia Ikara

[Teresa Rudowicz]

© 2023 by Coach.Corp. All rights reserved.

bottom of page