top of page

Teresa Rudowicz - wiersze

Teresa Rudowicz wydała arkusz Oni. Wiersze z pamięci [2011] i 2 książki poetyckie: Podobno jest taka rzeka [2012] (nagroda w 53. Konkursie na Najpiękniejszą Książkę Roku) i Korzeń werbeny [2013]
WIERSZE z arkusza
ONI. WIERSZE Z PAMIĘCI

 

psalm 128

 

Najdroższy

 

myślisz że sprzedawanie bielizny może być

sposobem na życie Wstyd nie okalecza

liczy się przetrwanie Jakoś trzeba oswoić

strach pisany innymi literami

 

Mieliśmy być tu razem Od wylotu dzieliły nas

godziny Poszłam tylko do sklepu po mięso

na chinkali (Giorgi je uwielbiał) Wspólny posiłek

przed skokiem w przepaść

 

Bomby spadły na hotel obok naszej kamienicy

Czasem słyszę serce Śnię że mnie dotykasz

jak wtedy w Siginachi Mówią że jestem piękna

mogę stać się szczepem winnym

 

W tym roku Giorgi poszedłby do szkoły

 

 

znów śniłam wodę

 

i kiedy stałam naga nad tą wodą

ktoś zajrzał w mój sen

 

powiedział będziemy pływać synchronicznie

nurkować między piersi

 

nie jestem kobietą – krzyczałam – jestem

szmacianą lalką uszytą z resztek

 

spójrz pękam w szwach

ktoś mnie wyrzucił nie chciał

 

stoję teraz nad tą wodą czekam

aż przypełznie pod stopy

 

blisko na jeden skok wtedy

będę tam albo gdzieś indziej

 

albo się nie obudzę

WIERSZE z tomu
PODOBNO JEST TAKA RZEKA
 

* * *

 

nie rozmawiajmy o filozofii chwili, w ogóle nie rozmawiajmy.

prawdy mędrców nie przydadzą się na nic. żaden nie miał racji

albo mieli ją wszyscy – są rzeczy, o których się nie śniło.

scenariusz za każdym razem inny.

z tego czy z tamtego świata – jesteś.

jedziemy przez zatłoczone miasto.

zimne dłonie przyjemnie chłodzą rozpaloną skórę.

przechodnie patrzą na nas, może nawet się dziwią.

tak, osobliwa z nas para, choć pasujemy do siebie.

gdyby teraz ktoś zrobił nam zdjęcie, zatrzymał chwilę,

odnalazłby piątą esencję – kreślisz jej wzór

na moim udzie, pomiędzy jedną a drugą

zmianą świateł.

 

*

 

to może się udać. musimy tylko zamknąć oczy.

głęboka woda już kiedyś była, pływaliśmy

do utraty tchu, od brzegu do brzegu.

teraz niech unosi nas fala jak łódeczki z kory.

nie będziemy więcej i bardziej. zanim przyjdzie świt,

odpłyniemy. mówisz – wyspy szczęśliwe.

wiem, że to utopia.

 

*

 

otworzę imaginarium. kilka sztuczek i oszukamy los.

nie znajdzie nas po drugiej stronie. pobiegniemy

w miejsce, gdzie krzyżują się rzeki, nabierzemy wody.

w usta włożę ci kwiat. nie, nie różę, to byłoby banalne.

nenufary – one już grały tę rolę. zwiastowały miłość

bez przyszłości. może to wszystko jest iluzją i cały czas

dziejemy się po drugiej stronie. może ty właśnie śpisz,

a wariatka jeszcze tańczy.

 

WIERSZE z tomu
KORZEŃ WERBENY

 

trzecia

 

Faustowi śniły się kobiety

z obrazów Egona Schielego*

 

nie było tam Małgorzaty

szukał jej potem u Modiglianiego

Picassa (nawet u Rubensa)

 

raz wydawało mu się

że znalazł – u Fini – półnagą

wśród innych kobiet

 

pozwalały na chwilę zapomnieć

pisały wiersze

 

Małgorzata nie była szczęśliwa

smutne oczy kryły bogactwa Persji

syberyjskie lasy dzikie konie

na mongolskich stepach

 

jeden zjawiał się we śnie

dosiadała go każdej nocy

 

nie z Schielego ten szał – Fauście

rozszerzone chrapy galop

 

 

* Leszek Żuliński Te straszne noce

 

 

perła

 

to siedlisko pod lasem od dawna stoi puste

drzewa w sadzie zdziczały czereśnie rodzą

coraz mniejsze owoce – tutejsze dzieci

mówią na nie trześnie

 

jest też bocianie gniazdo – pomyślna wróżba

choć żyli długo i szczęśliwie to zbytnia szczodrość

 

jeśli tu zamieszkamy będziemy szczęśliwi krótko

od pola zawsze wieje chłodem

 

nie zatrzymam nas – po śladach przyjdą inne

ale to będzie jutro – dzisiaj pijmy kawę

podglądajmy sarny na polu

 

opowiadaj mi historie o miejscach w których nie ma jutra

a dzisiaj zamyka się w mydlanej bańce kropli łzie

WIERSZE z tomu
BŁĘDNE OGNIE
[w przygotowaniu]
 

Llosa pisze do Gauguina

 

niepotrzebnie tyle myślę, życie lubi prostotę,

ład utrwalony ręką dziecka – Teha’amana ma duże oczy,

ogromnieją, gdy się boi, kiedy szepce: tupapau, tupapau,

tuż przed dziką namiętnością, którą za chwilę wybuchniesz.

 

to twoja obsesja, Paul, twoje szaleństwo. czy warto? nie ustalimy tego

ani teraz ani potem. młodość, tylko ona się liczy, połączona z uległością

i brakiem pytań jest cudem – dla niego porzucisz dotychczasowe życie,

osiądziesz na końcu świata.

 

czasem wyśnisz Paryż, Limę, Kopenhagę, rytm wielkiego miasta,

zapach tamtych kobiet, szaleństwo van Gogha, czasem obudzisz się

z krzykiem, że i ten raj jest złudzeniem. jak wszystko.

 

czternastoletnie dziewczęta nie zmienią niczego. artysta karmi się

samym sobą, niczym Katoplebas – napisałem kiedyś takie zdanie,

ale dzisiaj nie jestem już pewny, czy dom rozkoszy i dom wariatów

nie znaczą to samo.

 

 

Ja piszę do niej

 

wieczne miasto okazało się ulotne i nie przetrwało próby. 

a przecież było wszystko: zaćmienie słońca, miesiąc,

w którym według przepowiedni słynnego astrologa

świat miał się nagle skończyć.

 

kończył się powoli. kamyk z katakumb nosiłam w kieszeni

jeszcze długo odmawiałam zdrowaś Mario tylko po łacinie

i nigdy potem nie chciałam tu wracać.

 

znasz określenie: miejsca święte – moje będzie Zatybrze,

fontanna przy Santa Maria Maggiore, pomarańcze prosto z drzewa

i grupa młodych Wenezuelczyków tańczących jakiś dziwny taniec.

wtedy (tylko jeden raz) poczułam, że, choć to nie Paryż,

mogłabyś być Mirabelle, spóźnioną o parę lat.

 

pamiętasz cierpkie wino i nocny rejs barchettą

dziewczęta z łódeczką. zobaczyłam je później,

nie z tobą i nie tobie nuciłam e lucevan le stelle

na schodach opery.

 

nie zdążyłyśmy zrobić zbyt wielu rzeczy, najdroższa,

i choć pociąg do Florencji przyjechał w porę, Mediolan pozostał

w księdze podróży nieodbytych.

 

kiedyś spiszę je wszystkie. może kiedy w miejscu naszego drzewa

stanie galeria albo gdy otwierając okno uwięzionej biedronce

przypomnę sobie ważne słowa: mia piccola coccinella.

INNE WIERSZE
 

Rachela

 

mówią na mnie Rachela. mam duże oczy,

wąskie dłonie i lubię grę na wielu instrumentach.

nie pasuję do wspólnego łoża, więc dobrowolnie

wejdę w krąg kobiet wyklętych, wariatek, czarownic.

kiedyś zbudują dla mnie stos, spłonę za kolor oczu i gwiazdę.

 

 

Mojżesz

 

zanim dobyłeś źródło ze skały wiodłeś wygodne życie

egipskiego arystokraty, wielbiłeś bogów i ponętne tancerki.

umilały ci wieczory, były sycącą manną, morzem,

które rozstępowało się każdej nocy.

musiało minąć sporo czasu, byś zamienił je

na chłód kamiennych tablic. powiedz, czy było warto,

przecież niebo to obietnica ziemi. 

© 2023 by Coach.Corp. All rights reserved.

bottom of page