top of page

TERESA RUDOWICZ: wiersze z tomu KORZEŃ WERBENY

Korzeń werbeny,
Zaułek Wydawniczy Pomyłka, Szczecin 2013, 
projekt graficzny Olga Raciborska, str. 70
ISBN 978-83-936338-2-1

trzecia

 

Faustowi śniły się kobiety

z obrazów Egona Schielego[1]

 

nie było tam Małgorzaty

szukał jej potem u Modiglianiego

Picassa (nawet u Rubensa)

 

raz wydawało mu się

że znalazł – u Fini – półnagą

wśród innych kobiet

 

pozwalały na chwilę zapomnieć

pisały wiersze

 

Małgorzata nie była szczęśliwa

smutne oczy kryły bogactwa Persji

syberyjskie lasy dzikie konie

na mongolskich stepach

 

jeden zjawiał się we śnie

dosiadała go każdej nocy

 

nie z Schielego ten szał – Fauście

rozszerzone chrapy galop

 

 

 

dziewiąta

 

Faust wietrzył wiosnę[2]

 

był koniec lutego i choć śnieg leżał na polach

na horyzoncie odsłaniały się pagórki

 

z wiosną miała przyjść Małgorzata

nie znał jej dobrze – wymienili tylko kilka listów

zdawkowych telefonicznych rozmów

 

miał zdjęcie

wiedział że jest jeszcze młoda

ale już nie na tyle żeby uczyć ją

nowych sztuczek

 

wyglądała na bystrą

i co ważniejsze była chętna

posiąść tajemną wiedzę

którą gromadził przez lata

 

teraz stanie przed nim

posłuszna magii

 

w jednej chwili on oszuka starość

ona – grawitację

 

 

 

dwudziesta druga

 

sześćset lat póżniej[3]

 

w dwa tysiące dwunastym

w prowincjonalnym mieście

Małgorzata szykuje się do snu

 

wciąż najbardziej lubi chwilę

w której przed oczami majaczą

resztki dnia

 

wtedy

 

otwiera dłoń

i czeka

 

obok śpi wprawdzie mąż

ale jest daleko – zresztą w tym spektaklu

od dawna gra rolę statysty

 

kiedyś był kotem

wkradał się na miękkich łapach w sen

 

potem został mężczyzną

spojrzał w oczy i nie znalazł

wszystkich wcieleń – czerwonej sukienki

w której tańczyła przed tobą

 

w której przed tobą zatańczy

 

 

perła

 

to siedlisko pod lasem od dawna stoi puste

drzewa w sadzie zdziczały czereśnie rodzą

coraz mniejsze owoce – tutejsze dzieci

mówią na nie trześnie

 

jest też bocianie gniazdo – pomyślna wróżba

choć żyli długo i szczęśliwie to zbytnia szczodrość

 

jeśli tu zamieszkamy będziemy szczęśliwi krótko

od pola zawsze wieje chłodem

 

nie zatrzymam nas – po śladach przyjdą inne

ale to będzie jutro – dzisiaj pijmy kawę

podglądajmy sarny na polu

 

opowiadaj mi historie o miejscach w których nie ma jutra

a dzisiaj zamyka się w mydlanej bańce kropli łzie

 

 

 

fluoryt

 

nazwij mnie Chawą-sklepikarką ze Złotej

lub Esterą-fryzjerką z Próżnej

 

nieważne Kalisz czy Warszawa

życie wszędzie tak samo boli

i tak samo oddala

 

już kiedyś byłam

lubiłam lody migdałowe

symfonie Beethovena

tulipany

 

biegłam przez park – siedziałeś na ławce

uśmiechnąłeś się – wsunęłam ci jeden kwiat

w klapę marynarki

 

wtedy to się stało

 

zniknęliśmy w gęstej mgle

potem długo szybowaliśmy

nad miastem

 

może dlatego czuję chłód

kiedy dotykam tulipanów

ogrzewam je oddechem

 

czekam aż rozwiną płatki

w ich wnętrzu tamte miasta

ulice kramy ona i ja

 

siedzimy na parapecie

splatamy warkocze

 

 

 

[1] Leszek Żuliński Te straszne noce

 

[2] Leszek Żuliński Faust, Małgorzata i fiołki

 

[3] Leszek Żuliński Godzinki księcia de Berry

© 2023 by Coach.Corp. All rights reserved.

bottom of page